Ta jedna Katarzyna

2023-11-25

   25 listopada to w Kościele Katolickim dzień wspomnienia św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Choć jej kult dzisiaj jest mocno przymglony blaskiem bardziej popularnych świętych, to jednak ranga Świętej Katarzyny jako potężnej orędowniczki pozostaje niezmienna od czasów jej męczeńskiej śmierci w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Katarzyna należy bowiem do grona XIV Świętych Wspomożycieli Kościołów Katolickiego i Prawosławnego. Patronuje całej rzeszy profesji a jej kult do dziś jest praktykowany zwłaszcza na Świętej Górze Synaj, gdzie jej ciało po męczeńskiej śmierci przenieśli Aniołowie.

   Wg przekazów św. Rufina i Euzebiusza Katarzyna urodziła się w egipskiej Aleksandrii i wywodziła się z królewskiego rodu. Z racji pochodzenia była zatem osobą zamożną oraz należycie wykształconą. Zwróciła na siebie uwagę cesarza rzymskiego Maksencujsza. Słynął on z walki z młodym wówczas Kościołem. Gdy przebywał w stolicy Egiptu – Aleksandrii zarządził dysputę Katarzyny z kilkunastoma filozofami. Ulegli oni jednak Katarzynie i nawrócili się na Chrześcijaństwo. Wówczas próbowano zmusić ją do oddania czci bożkom i wyparcia się wiary, jednak i w tej próbie Katarzyna okazała się być nieugięta. Rozgniewany cesarz rozkazał ją uwięzić i torturować. Smagano ją żyłami wołowymi, morzono głodem, łamano kości a ostatecznie ścięto mieczem. Ikonografia przedstawia świętą jako piękną, młodą dziewczynę. Jej atrybutami są palma, męczeńska, koło zębate, księga i miecz. W Polsce kult świętej Katarzyny praktykowany jest w nielicznych parafiach. 

  W Kościele Rzymskim samo wspomnienie jest dowolne a formularz liturgii znajduje się w Mszach dla niektórych kościołów. Jednym z tych kościołów jest marczowski kościół filialny, który z racji przypadającego dzisiaj (25 listopada) wspomnienia jutro obchodzić będzie Odpust ku czci świętej.

Św. Katarzyna jest zatem mocno związana z naszą miejscowością. Każde marczowianin, marczowianka, przeździedzanin i przeździedzanka bardziej lub mniej poleca jej swoje troski i zmartwienia a jutrzejsza okazja będzie zatem szczególną ku temu sposobnością.

Uroczystą Sumę Odpustową ku czci św. Katarzyny Aleksandryjskiej sprawować będą kapłani dekanatu lwóweckiego o 13:30.

Poezye cz. 1
Antoni Lange

Widzenie św. Katarzyny

Rzecz wam o świętej powiem Katarzynie,
Jaki przedziwny miała sen w ciemnicy
W wigilią ranka, gdy jej krew popłynie.W mrok prześladowcy zawiedli ją dzicy.
Cezar Maxencyusz, bałwochwalca srogi,
Do ślubu żądał tej świętej dziewicy,Jeżeli uczci jego kłamne bogi
I razem wiarę rzuci Chrystusową.
Ale dziewica zna Syońskie drogi:Nietylko nie drży na Cezara słowo,
Lecz cudem jeszcze nawraca tysiące
I Bogu chwałę wciąż przynosi nową.A były wonczas rzesze prawd łaknące,
I nawet żona cesarska — Augusta,
Ku świętej poszła — niby ku patronce.I chrzest jej dały Katarzyny usta
I umęczoną jest. A z nią mędrcowie,
Którzy poznali, jak ich mądrość pusta —I tłumy ludu — w tej dziewicy słowie,
Znaleźli prawdę i zbawienie wieczne,
I świątobliwe męczeńskie wezgłowie.

W Cezarze tylko pragnienie wszeteczne
Zapanowało, że chciał jej zagłady
I oczy zamknął na prawdy słoneczne.A przetoż wiernych umęczył gromady
I ciągle żądał dziewicy w małżeństwo,
Gdy przed Mesyaszem dopuści się zdrady.Lecz ona wieczne przysięgła panieństwo,
Bo tylko Jezus był jej oblubieniec:
Więc ją poganin skazał na męczeństwo.A już anioły splatały jej wieniec,
I w serce lały wonne aromaty,
A moc proroczą w błękity jej źrenic.Stącona w mroki za więzienne kraty,
Święta panienka — zakuta w łańcuchy
Usnęła cicho, zanim przyjdą katy.Jakieś ją dobre otoczyły duchy,
Balsamem bożym łagodząc jej bole,
Słomiany barłóg przemieniając w puchy.Słodka pogoda była na jej czole;
W sercu modlitwa drżała nieskończona,
A włos, w promienną strojny aureolę,W złotych pierścieniach na białe ramiona
Spływał jak fala i na włosiennicę.
I śniła cisza ubłogosławiona.Anielski uśmiech okraszał jej lice.
Ostatnie błyski jesiennego słońca
Smętnie żegnały wilgotną ciemnicę.Tu się zaczyna sen. — Jasnowidząca,
Jak gdyby sen jej upotężnił oczy —
Widziała ziemię od końca do końca...

Widziała na niej Jutra sen proroczy,
Sumienia ludzkie w istotnej postaci,
Zda się przez szyby o tafli przezroczejSkroś przenikając... I ludzi swych braci
Płakała — widząc mroki ich sumienia,
Jak żyli błędów hańbą trędowaci,Choć łask im tylą krzyż się opromienia.
I oto myśli wzruszyły ją dziwne
I gorzko płacze ludzkiego plemienia,Że samo dobro nie jest mu pożywne;
Złego nie czyni, bo się piekła trwoży,
Lub marzy w niebie te gaje oliwne,Kędy zapłatę weźmie z ręki bożej:
I w tej nadziei jego cnoty droga,
W tym strachu — puklerz od życia bezdroży.I, gdyby nie ta nadzieja i trwoga,
Nie owo piekło i niebieskie szranki:
Cnoty-by człowiek odbieżał i Boga.Dzikiej rozkoszy jeno rwał-by wianki
I bez bojaźni spełniał-by złe czyny;
Zwierzęciu równy, pił-by z każdej szklanki.I łzy stanęły w oczach Katarzyny,
Bo chce w człowieku taką miłość cnoty
Mieć, by, nie bacząc na owe krainyPiekła i niebios, był jak anioł złoty
I dobro czynił dla dobra — i grzechu
Strzegł się dla grzechu. Lecz słabe istotyWciąż o tych rajów marzyły uśmiechu
I ciągle drżały na piekielny strumień,
Mając ich widmo w każdym swym oddechu.

"O ludzki rodzie! hańbą się zarumień —
Jasnowidząca we śnie im zawoła —
Bo oto wstrząsnę głębie waszych sumień!Niedość, że Bóg wam zesłał Archanioła —
Chcecież wy jeszcze, chwilowe przechodnie,
Wiecznych rozkoszy, wiecznych nagród koła?...Ja was nauczę niewawidzieć zbrodnię,
Ja was nauczę kochać cnót wyroki!...
Amforę dajcie, dajcie mi pochodnię!Ja zniszczę niebo — i piekielne mroki:
Błękity nieba spalę na popioły,
Zaleję piekło wodnymi potoki!"Naraz w jej dłoni (pewnie przez anioły)
Błyska czerwona pochodnia, — a w drugiej
Dzban pełny wody ze śniegiem pospoły.I oto naraz wierne boże sługi
Nieskończoności wrota jej otwarły —
I oko ducha w dalekie żeglugiPosyła w świat ten, wiekuiście zmarły,
Lecz wiekuiście żyjący. — I oto
Ludzkie jej troski zdały się jak karły.Widziała niebios promieniste złoto,
Chóry aniołów i błogosławionych —
I świat, pachnący lazurową cnotą.Widziała w głębiach tłumy potępionych,
Jak się w boleściach wili nieśmiertelnych,
Płonąc na ogniu stosów zapalonych.I te otchłanie lazurów weselnych,
I te podziemiów straszliwe sklepienie,
Te zgrzyty zębów wśród jęków piekielnych —

Takie w jej sercu wzbudziły natchnienie,
Że ledwie świat ten zobaczy otworem,
Wnet nań wyrzuci dwojakie strumienie.Więc strumień wody niszczącym likworem
W piekielną bezdnię zapada, w te sfery,
Za które słońce zachodzi wieczorem.A strumień ognia łakomy na żery
Tam, gdzie szczęśliwość wybrańcy dziedziczą —
Ulata w górnych błękitów etery.Nagle rażone falą tajemniczą,
Niby piorunem, który lasy niszczy,
Kręgi piekielne, jak żmije zasyczą.Zalany wodą żar, jak wicher świszczy,
I w kłęby pary przepala zdrój cieczy,
W siarczanych spazmach swych płomiennych zgliszczyDymiąc błękitnie. Jak od ostrych mieczy,
Od świętej wody uchodzą szatany,
Drżąc o swe piekło i piekielne rzeczy.Ale już suną srebrzyste bałwany
I fala, hucząc spienionym żywiołem,
Zmienia się w rzeki — w morza — w oceany!Stosy gehenny zalewając kołem,
Gasi na wieki, a każdy zagasa,
Sycząc w agonii pod fali kościołem.Zamarły stosy. Potępieńców rasa
W głębi przepada. Nadszedł kres jej kary,
Lecz znikła razem wszech nadziei krasa.W święconej wodzie piekielne te skwary
Zgasły na zawsze. — A tymczasem w górze
Padały inne wieczności filary.

Jasnych aniołów siedziby w lazurze,
Kręgi złocone planet kołowrotem,
Błogosławionych nieśmiertelne róże;Świat, gdzie, Panowań upojone złotem,
Cnoty, Modlitwy, Duchy, Serafimy,
Jak w tęczy żyją pod nieba namiotem,Nie znając ognia, wichrów ani zimy:
Dziś — płomienistym rażony wybuchem —
Drżał widząc gęste niespodziane dymy.Ujęte siły nieznanej podmuchem,
Wstrzęsły się czyste przestrzenie błękitu,
Gorejąc iskier niewstrzymanym ruchem:Płonęło niebo od posad do szczytu
I, czerwonością rozpalone krwawą,
Skroś — od nadiru aż po kres zenitu,Było jak wulkan buchający lawą!
W prochy padają cherubów siedliska;
Nicestwo dysze nad świętych dzierżawą.Dopieroż dymy z onego zwaliska
Toczyły wokół pomieszane wonie
Czadu i ambry. I zgorzała wszystkaNiebios kraina, a w niebiosów zgonie
Spłonęły duchy wybrańców i świętych,
Co miały wieczność na patryarszem łonie.Nie było-ć teraz duchów wniebowziętych,
(Zniknęły razem z krainami swemi),
Nie było duchów ani stref przeklętych.I wielki przestrach panował na ziemi,
Bo niemasz odtąd piekieł i niebiosów,
A ród człowieczy, jak dawniej się plemi.

I stała ludzkość trwożna swoich losów:
Co czynić będzie — gdyż jest jak bez dachu,
I w przerażeniu czekała chaosów..."Niemasz nadziei dla nas, niemasz strachu...
Próżną jest cnota, grzech i błąd jest niczem,
Bez groźby karań, bez nagród zapachu!Nagrody były w niebie tajemniczem,
A w piekle gorzał wieczny stos gehenny:
I dwa te słońca cnót były nam zniczem.A teraz wszechświat, nicością bezdenny —
I nieśmiertelność ducha zatracona
I oto wiedziem żywot bezimienny".Owo jak ludzkie jęczały plemiona,
Żaląc się dzieła Katarzyny świętej,
Które spełniła w miłości. Więc ona:"Rzućcie — zawoła — te próżne lamenty,
Bom ja was dzieci — przerobiła w męże!
Tak! Serca wasze zepchnęłam w odmętyWichrów życiowych, kędy grzech się lęże,
Gdzie namiętności czyhają na dusze,
Gdzie własne serce macie za oręże...Prawdę wam mówię; bolesne katusze
Czekają na was, burze bez przystani,
Mamidła pokus, ulewy i susze, —Będziecie kłuci i prześladowani,
Będziecie jednej łaknęli minuty,
Która nie krwawi, nie łzawi, nie rani,Lecz i sen nawet będzie wam zatruty,
Bo wieczna walka — to los, co was czeka,
A droga wasza przez pola cykuty.

Dla duchów silnych droga niedaleka,
A cel jej w waszych serc doskonaleniu.
Zniszczyłam dziecko — stworzyłam człowieka!Nic już tam niema na niebios sklepieniu,
Nie oczekujcie kary ni nagrody:
Zapłata leży w waszych czynów rdzeniu.Powiędły niebios złocone ogrody:
Czyn każdy w sobie nosi swe wyniki
I sam od dzisiaj rodzi swoje płody.Ludy, mówiące różnymi języki,
Słuchajcie słów mych! Czyn się z czynem splata,
A zło i dobro — groźne dwa tajnikiW swej treści własnej mają topór kata,
Albo koronę, co się niebiem złoci.
Tak, w czynów treści — czynów jest zapłata.Tak czyn się każdy w sobie wielokroci,
Z wyników własnych trwałemi ogniwy
Spleciony w jedność. — Dość tych łez wilgoci!Dość! O, nie płaczcie, że nadziemskiej niwy,
Gdy śmierć nadejdzie — więcej nie ujrzycie,
Bowiem umarły zna więcej niż żywy.Bo śmierć to wieczne, absolutne życie;
Śmierć — to kołyska tysiąca żywiołów,
A wszelkie dobro czyli zło — w rozkwicieW niej się odradza. Z mogilnych odlotów
Przeszłości pełny świat się rodzi nowy.
Więc niechaj duch nasz będzie zawsze gotów.Świat wam stworzyłam wielki i surowy,
Gdzie jeden puklerz i jedno oparcie
W żelezie waszej potęgi duchowej!

Idźcie z tą bronią na wichrów natarcie,
A kto zwycięży — temu chwała wieczna,
Nie czekał nagród za samozaparcie" —I oto cisza nastała świąteczna...
Wtem zdala piosnka zabrzmi skowronkowa
I w mroki celi padła skra słoneczna.Zbudzona ze snu, święta białogłowa,
Jakby w natchnieniu, padła na kolana.
"O Chryste Panie! bierz mię, jam gotowa!"A razem furta zgrzytnęła miedziana
I weszły katy. Gołąb jakiś boski
Z lazurów spłynął. Dziewica wybranaZ weselną duszą szła pod miecz katowski.